środa, 9 listopada 2016

Wtorek 2016-11-01

Już taka tradycja, że 1 listopada mam mało do jedzenia. Zawsze przyjeżdżam na ostatnią chwilę, a w ten dzień wszystkie sklepy zamknięte. Nasza rodzicielka nie przywiązuje wagi do tak przyziemnych spraw jak jedzenie. Poratowała nas teściowa brata, która uratowała nas pysznymi, gorącymi flakami. Po powrocie z cmentarza jak znalazł. Szkoda, że nie sfotografowałam. I co tak wszyscy psioczą na teściowe?




Oczywiście sałatkę musiałam sama pokroić.
Ale to akurat lubię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz