Już taka tradycja, że 1 listopada mam mało do jedzenia. Zawsze przyjeżdżam na ostatnią chwilę, a w ten dzień wszystkie sklepy zamknięte. Nasza rodzicielka nie przywiązuje wagi do tak przyziemnych spraw jak jedzenie. Poratowała nas teściowa brata, która uratowała nas pysznymi, gorącymi flakami. Po powrocie z cmentarza jak znalazł. Szkoda, że nie sfotografowałam. I co tak wszyscy psioczą na teściowe?
![]() |
| Oczywiście sałatkę musiałam sama pokroić. Ale to akurat lubię. |





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz