poniedziałek, 21 grudnia 2015

Niedziela 2015-12-20

Nienawidzę odchudzać się.
Jest to żmudne, nudne i niewdzięczne zadanie. Ciągle muszę pilnować się, nie za dużo, nie za mało (rzadziej), o stałej porze bo inaczej nie wytrzymam. A jak już wytrzymam to potem i tak nie wytrzymam. Jak se nie nagotuję to pluję sobie w brodę, że nie nagotowałam, a jak nagotuję to nie jem bo nie smaczne i też pluję sobie w brodę, że nagotowałam, a jem niedozwolone. A efekty mizerniutkie. Oj mizerniutkie.
Jak już w końcu schudnę, to cieszę się i przestaję być czujna i waga podstępnie wraca.
Dom wariatów.
Niedziela była pod znakiem fasoli i surowizny, aż mi zaszkodziło i nie doszłam do pracy. Marna pociecha bo w nagrodę będę jutro do wieczora siedziała. Aż nie wyprostuję wszystkiego.

To tak sobie ponarzekałam. Teraz czas na zdjęcia...










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz