Miało być tak: o 5 pobudka, gimnastyka, blog, przygotowanie jedzenia, do pracy rowerem, na wieczór basen. A było:Owszem budzik zadzwonił 5:01. Nawet wstałam już po 3 drzemkach, odpaliłam komputer, nastawiłam wodę na kawę, skorzystałam z toalety i stwierdziłam, że to bez sensu i wróciłam do łóżka. :)
Pod blokiem stał samochód służbowy więc i poranny rower odpadł. Do pracy zabrałam co nawinęło się pod ręką, nawet o przygotowanej zupie zapomniałam więc w pracy poszłam do pobliskiego baru na obiad. Wieczorem miałam iść na basen, ale zadzwoniła Monika z propozycją pójścia na rower. Ponieważ w Warszawie popołudniu lało niemiłosiernie wylądowałyśmy na grzanym piwie.
I tyle było z mojego odchudzania....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz