środa, 10 grudnia 2014

Czwartek 80,2 kg

Nareszcie!
Już zaczynałam łapać doła.

W ŚRODĘ PLAN MIAŁAM CHYTRY
Wpaść na chinszczyznę, a potem, z pełnym brzuchem na spotkanie z koleżanką.
Jechałam do Arkadii na zakupy i zieloną herbatę.
Niestety był taki korek, że zaparkowałam na rogu ul. Stawki i Al. Jana Pawła i dalej poszłam piechotą.
Na pewno byłam szybciej na Rondzie "Radosława" niż reszta jadąca samochodami.
Dla niewtajemniczonych dodam, że pokonałam odcinek 2 przystanków tramwajowych, ale nie zdążyłam nic zjeść i na zakupy poszłam głodna. Nie skusiłam się jednak na nic po drodze i jestem z tego bardzo dumna :0)

6.45 Spieszyłam się do pracy, więc na śniadanie były "Piętki na stojąco"

To środowa porcja przyniesiona do pracy

9.46 I znów w biegu.
Tym razem jako pasażer mogłam sobie pozwolić na jedzenie
w drodze na spotkanie.

14.00 Kolega przypomniał mi o fotografii

19.00 Kto by pomyślał, że będę spotykać się nie na piwo
tylko na zieloną herbatę

Miejsce wybrałyśmy sobie z ładnymi widokami

20.30 Własnoręcznie zrobiony śledź marynowany.
Sałatka "radosna twórczość"

Ponieważ rybę i sałatkę zjadłam szybciej niż moje razowe tosty
przypiekły się, dokończyłam kolację kanapkami z pomidorkiem.
Na deser 2 suszone figi.

Ale dalej czuję, że jestem głodna więc idę spać, aby nic mnie nie kusiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz