Już zaczynałam łapać doła.
W ŚRODĘ PLAN MIAŁAM CHYTRY
Wpaść na chinszczyznę, a potem, z pełnym brzuchem na spotkanie z koleżanką.
Jechałam do Arkadii na zakupy i zieloną herbatę.
Niestety był taki korek, że zaparkowałam na rogu ul. Stawki i Al. Jana Pawła i dalej poszłam piechotą.
Na pewno byłam szybciej na Rondzie "Radosława" niż reszta jadąca samochodami.
Dla niewtajemniczonych dodam, że pokonałam odcinek 2 przystanków tramwajowych, ale nie zdążyłam nic zjeść i na zakupy poszłam głodna. Nie skusiłam się jednak na nic po drodze i jestem z tego bardzo dumna :0)
![]() |
| 6.45 Spieszyłam się do pracy, więc na śniadanie były "Piętki na stojąco" |
![]() |
| To środowa porcja przyniesiona do pracy |
![]() |
| 9.46 I znów w biegu. Tym razem jako pasażer mogłam sobie pozwolić na jedzenie w drodze na spotkanie. |
![]() |
| 14.00 Kolega przypomniał mi o fotografii |
![]() |
| 19.00 Kto by pomyślał, że będę spotykać się nie na piwo tylko na zieloną herbatę |
![]() |
| Miejsce wybrałyśmy sobie z ładnymi widokami |
![]() |
| 20.30 Własnoręcznie zrobiony śledź marynowany. Sałatka "radosna twórczość" |
![]() |
| Ponieważ rybę i sałatkę zjadłam szybciej niż moje razowe tosty przypiekły się, dokończyłam kolację kanapkami z pomidorkiem. Na deser 2 suszone figi. |
Ale dalej czuję, że jestem głodna więc idę spać, aby nic mnie nie kusiło.








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz