środa, 12 listopada 2014

Drugi miesiąc - podsumowanie, czyli coś jest nie tak z pszenicą.

Takie tam, babskie gadanie.
Jak to na przerwie kawowej pomiędzy zajęciami.
Kadrowa Ania oznajmiła, że nie może ciasteczek,
ponieważ zawierają pszenicę, a ona działa na mózg. Ponieważ znam Anię i wiem, iż to typ poważny i niesprawdzonych informacji nie będzie przekazywała zaczęłam ciągnąć ją za język. Biedna zaczęła się tłumaczyć, że wyeliminowała ze swojej diety pszenicę od dwóch  miesięcy i zauważyła znaczną poprawę. Podobno owa pszenica nie tylko tuczy, ale do tego tak działa na nasze szare komórki, że rośnie nam apetyt i jemy znacznie więcej niż powinniśmy.

Tak mnie to zaintrygowało, że siedziałam przez dwa dni i skrupulatnie spisałam, kiedy jadłam coś pszennego i jak to się miało do mojej wagi. Wynik dosyć mnie zaskoczył.



Regularnie chudłam tam, gdzie nie było mąki pszennej. Faktycznie we wrześniu miałam pyszny chlebek orkiszowy i zajadałam się nim, a to z żółtym serem, a to z pasztetem, do tego sporo imprez i regularnie odwiedzana chinszczyzna. A mimo wszystko chudłam.
Jak tylko pozwoliłam sobie na łasuchowanie waga wrastała.  Właściwie to w październiku uratowała mnie jelitówka, a potem ścisła dieta przygotowująca do badania.

Więc kochani, od dzisiaj koniec z pszenicą. Zobaczymy czy wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz