poniedziałek, 25 stycznia 2016

Niedziela 2016-01-24

Nie przypuszczałam, że trzymanie diety w domu będzie taką żmudną i niewdzięczną robotą. Jak chodzi się do pracy nie ma czasu na na jedzenie. Łapie się coś w biegu i kłopot z głowy. Teraz od 3 tygodni siedzę na zwolnieniu lekarskim i naprawdę ciężko ćwiczę silną wolę, aby niczego nieplanowanego nie jeść. Oczywiście mam sporo zaległej pracy, ale jednak siedzenie w domu rozpręża i w sumie mniej robię niż gdybym chodziła do pracy. 

Do tego wrócił mi apetyt i nawet jak sobie zaplanowałam jeść porcję rybki z fasolką na dwa razy (obiad i podwieczorek) to i owszem podzieliłam na 2 porcje, ale zjadałam na pierwsze i drugie danie ;)
Ech samo życie.




Nie wiem co gorsze. Czy te żelki...

.... czy ta chemia.



No i spontaniczna galaretka domowej roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz