Nie przypuszczałam, że trzymanie diety w domu będzie taką żmudną i niewdzięczną robotą. Jak chodzi się do pracy nie ma czasu na na jedzenie. Łapie się coś w biegu i kłopot z głowy. Teraz od 3 tygodni siedzę na zwolnieniu lekarskim i naprawdę ciężko ćwiczę silną wolę, aby niczego nieplanowanego nie jeść. Oczywiście mam sporo zaległej pracy, ale jednak siedzenie w domu rozpręża i w sumie mniej robię niż gdybym chodziła do pracy.
Do tego wrócił mi apetyt i nawet jak sobie zaplanowałam jeść porcję rybki z fasolką na dwa razy (obiad i podwieczorek) to i owszem podzieliłam na 2 porcje, ale zjadałam na pierwsze i drugie danie ;)
Ech samo życie.
![]() |
| Nie wiem co gorsze. Czy te żelki... |
![]() |
| .... czy ta chemia. |
![]() |
| No i spontaniczna galaretka domowej roboty. |







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz