poniedziałek, 8 lutego 2016

Niedziela 2016-02-07

Kolejny dzień walki samej z sobą. Pilnuję się tylko, aby ze znajomymi nie rozmawiać tylko o jedzeniu, bo jeszcze trochę, a zamkną mnie w wariatkowie. Na zakupy za to idę jak łowca. Wpadam do pobliskiego centrum handlowego kupuję to co sobie zaplanowałam. Żadnego biegania i oglądania promocji. Pierwszy sklep, kupione buty, w drugim kosmetyki. W spożywczym niczym petarda. Sprint między regałami. Zapakowany łosoś i twarożek bo się skończyły i szybki bieg do kasy, aby coś po drodze nie skusiło.
Udało się. Nic poza program i zdążyłam na porę karmienia do domu.
Uff!!
Niczym thriller z Willem Smithem.

9.00 Śniadanie

12.00 Jak wygląda tak i smakuje - paskudnie.
I ma dużo kalorii. Paczka szpinaku z serem + 100 makaronu ryżowego.
Razem jakieś 500 kcal.
Ale za to miałam dobry nastrój i wytrzymałam na zakupach
bez podjadania.


16.20 Podwieczorek - późny.

18.00 Kolacja. cz.1.

Kolacja cz.2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz