sobota, 27 czerwca 2015

Sobota 80,0 kg

Masakra.
W kuchennej szafce mam pestki dyni
lub migdały, które po garści podjadam.
A było tak pięknie.
Wczoraj był dzień gotowania, żarcia, picia wina i bieżni stąd +0,6 kg. Co nie zmienia faktu, że biała torebka kupiona. Przy okazji kupiłam 2 torby sportowe. Jedną na basen drugą na siłownię, bo chodzę jak dziad z reklamówkami. Po drugie, będzie praktycznie i wygodnie.

Wczorajszy dzień poświęciłam pichceniu, ponieważ miałam sporo warzyw i bałam się, że się w końcu zepsują oraz postanowiłam upiec rybę, bo dawno nie miałam, a przy okazji i całą resztę na jednym ogniu.
Mam więc na dzisiaj sporo przygotowane.
I śniadanie


II śniadanie - przystawka w oczekiwaniu na warzywa ;)

II śniadanie cd. oczywiście przypalone, bo zajęłam się zupą
zamiast pilnować smażenia.

II śniadanie deser
80 g grzanek z chleba razowego z czosnkiem, masłem i solą

Przygotowane do pieczenia
wbrew pozorom nie mają tyle tłuszczu co frytki, a smakują przednio.
300 g ziemniaków pokrojonych na frytki, 1 ząbek czosnku, 3-4 wiórki masła


Rybka upieczona.

Obiad - w końcu.

Podwieczorek

23.00 dwie lampki wina zamiast kolacji.
O 21.30 miałam mieć jogę, ale zajęcia nie odbyły się z braku chętnych.
Więc pochodziłam godzinę na bieżni to i jeść mi się odechciało.
Ale pić w dobrym towarzystwie.... zawsze mogę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz