Masakra.
 |
W kuchennej szafce mam pestki dyni lub migdały, które po garści podjadam. |
A było tak pięknie.
Wczoraj był dzień gotowania, żarcia, picia wina i bieżni stąd +0,6 kg. Co nie zmienia faktu, że biała torebka kupiona. Przy okazji kupiłam 2 torby sportowe. Jedną na basen drugą na siłownię, bo chodzę jak dziad z reklamówkami. Po drugie, będzie praktycznie i wygodnie.
Wczorajszy dzień poświęciłam pichceniu, ponieważ miałam sporo warzyw i bałam się, że się w końcu zepsują oraz postanowiłam upiec rybę, bo dawno nie miałam, a przy okazji i całą resztę na jednym ogniu.
Mam więc na dzisiaj sporo przygotowane.
 |
| I śniadanie |
 |
| II śniadanie - przystawka w oczekiwaniu na warzywa ;) |
 |
II śniadanie cd. oczywiście przypalone, bo zajęłam się zupą zamiast pilnować smażenia. |
 |
II śniadanie deser 80 g grzanek z chleba razowego z czosnkiem, masłem i solą |
 |
Przygotowane do pieczenia wbrew pozorom nie mają tyle tłuszczu co frytki, a smakują przednio. 300 g ziemniaków pokrojonych na frytki, 1 ząbek czosnku, 3-4 wiórki masła |
 |
| Rybka upieczona. |
 |
| Obiad - w końcu. |
 |
| Podwieczorek |
 |
23.00 dwie lampki wina zamiast kolacji. O 21.30 miałam mieć jogę, ale zajęcia nie odbyły się z braku chętnych. Więc pochodziłam godzinę na bieżni to i jeść mi się odechciało. Ale pić w dobrym towarzystwie.... zawsze mogę ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz